Pamiętam jak miałam dziesięć lat i pojechaliśmy na Święta Bożego Narodzenia do ciotki mojej mamy. To była duża wyprawa bo jechaliśmy ponad sześć godzin pociągiem. Byłam podekscytowana, ponieważ były to moje pierwsze Święta Bożego Narodzenia poza domem rodzinnym. Pomimo, że wyprawa była długa i męcząca była bardzo pozytywna, ponieważ jechaliśmy większym składem. Jechałam z rodzicami, ciotką i wujem, a także ich dziećmi czyli moimi kuzynami. Z tego co pamiętam było dużo śmiechu i zabaw. Same święta i Wigilia były jednak dziwne i bardzo dobrze je pamiętam. Mieszkanie starszej ciotki było urządzone w stylu kolonialnym czyli dużo pięknych i starych, drewnianych mebli ze skórzanymi fotelami i krzesłami. Na ścianie w dużym pokoju gdzie stała choinka powieszony był duży zegar z kukułką. Ciotka miała w zwyczaju puszczać przedwojenną muzykę, której dźwięki płynęły z dużego gramofonu. Niestety ciocia nie lubiła dzieci i co chwilę upominała moją mamę albo nas abyśmy niczego nie dotykali. Sama Wigilia była niesamowita bo ciocia była tradycjonalistką i na stole stało równo dwanaście potraw. Oczywiście wszystkie przygotowała samodzielnie ciocia. Pamiętam jak mama z tatą proponowali jej, że mogą coś przygotować ale ona burknęła, że nie wyobraża sobie, żeby jadła na Wigilię jakieś nowoczesne potrawy. Do dzisiaj pamiętam smak smażonego karpia cioci. Nie wiem czy kiedykolwiek jadłam równie dobrego. Mama próbowała wyciągnąć od ciotki przepis ale ta powiedziała, że zabierze go ze sobą do grobu. Niestety tak się stało bo ciotka zmarła kilka lat temu. Szkoda, że nie chciała podzielić się tym rewelacyjnym przepisem chociaż karp mojej mamy też jest niczego sobie :)!
Źródło ikony wpisu: martynabeaux.blogspot.com
— Inne —
Wspomnienia Świąt Bożego Narodzenia
1 grudnia 2014